środa, 15 listopada 2017

Od Vlada c.d. Kekkyū

Miałem wrażenie, że ta laska jest jakaś nawiedzona. Najpierw się na mnie rzuca, potem nagle normalnie rozmawia, jakby nic się nie stało. Wiedziałem od dawna, że kobiety są zmienne jak pogoda, ale to już chyba była lekka przesada. Wolałem się z nią nie droczyć i po prostu odpowiedzieć na większość jej pytań, żeby dała mi upragniony spokój. W końcu, kiedy jesteś głodny, zmęczony i ogólnie niezadowolony, jedyną rzeczą o jakiej marzysz jest gadanie z jakąś wariatką w środku lasu. No pewnie.
Kiedy nietypowa towarzyszka zniknęła wśród drzew jeszcze raz popatrzyłem na fiolkę, którą od niej dostałem. Miałem szczerą nadzieję, że to jednak są jakieś silne narkotyki, a nie zwykły płyn na ból głowy. Może i trucizna raczej nie wyrządziłaby mi większej krzywdy, ale wolałem nie ryzykować. W końcu w tych czasach nigdy nie wiadomo, kto chce się ciebie pozbyć.
Zostawiłem ją w trawie i wróciłem do prób wydostania się z lasu. Muszę przyznać, że szło mi całkiem nieźle i naprawdę nie używam w tej chwili sarkazmu. Już godzinę później znalazłem ruiny, które jako tako rozpoznawałem. W końcu jakiś progres w tej pogmatwanej wędrówce. Pewnie godzinę później byłbym już w domu i śmiał się z tego głupiego żartu, gdybym nie zauważył Kekkyū uciekającej przed całą zgrają mutantów. Nie radziła sobie jakoś przesadnie źle aż do momentu, kiedy naskoczyły na nią aż trzy paskudztwa jednocześnie. Oj, ktoś tu nie zna zasady "kiedy wiesz, że nie masz dość sił, od razu przeznacz je na spierdalanie". Oczywiście mogłem całkowicie to zignorować, ale jednak miałem w sobie jeszcze jakieś resztki człowieka. Nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś ci się przyda, prawda? Ruszyłem w jej kierunku. Miałem nadzieję, że skoro już jestem taki chętny do pomocy, to mi to wyjdzie. Gwizdnąłem głośno, by skupić na sobie uwagę stworów. Całkiem nieźle podziałało. Po chwili okazało się, że nawet za dobrze, gdy cała banda ruszyła w moim kierunku. Chyba nieco zaskoczyłem dziewczynę, bo gdy usłyszała mój gwizd upadła na ziemię.
- No dalej paskudy! - krzyknąłem do nich, by mieć pewność, że jak najwięcej z nich ruszy do mnie.
Westchnąłem, podwinąłem rękawy i zaklęciem przywołałem do siebie dwie wielkie kobry, rozmiarami znacznie przewyższały nawet doga niemieckiego.
- Zagryźć - rzuciłem do nich, sycząc w ich języku.
Nie trzeba było długo czekać na reakcje moich czarnych węży. Pierwsze dwa zwierzęta padły w sekundę przepołowione. Niestety kilka z nich odłączyło się i ruszyło w kierunku błękitnowłosej. Z nimi musiałem rozprawić się sam. Nie miałem, co liczyć na moich słodkich pomagierów, którzy byli aktualnie zajęci czymś o wiele większym.
Potwory rozpadały się niczym domki z kart, była to w końcu tylko masa przegniłych tkanek. Za jednym, mocnym kopniakiem już odpadały im głowy.
Kiedy miałem pewność, że żaden z nich nie wstanie, mogłem odwrócić się do Kekkyū. Ledwo stała, więc od razu zarzuciłem sobie jej rękę na moje ramiona, by móc ją podtrzymać.
- Wszystko okej? - zapytałem, uspokajając oddech.
Stać było ją jedyna na skinięcie głową, zanim straciła przytomność. Nie, nie, nie, miałem jej tylko pomóc, a nie od razu się nią opiekować. Mogłem wymienić co najmniej tysiąc powodów, dlaczego lepiej byłoby ją zostawić w lesie, jednak wtedy cały mój wysiłek nie miałby sensu.
Podniosłem wzrok na dwa węże, które wróciły po wykonaniu mojego polecenia. Westchnąłem i pogłaskałem jednego po głowie, na co on zaczął łasić się do mnie niczym kot.
- Dobra, zrobimy tak.. nie ruszaj się - powiedziałem delikatnie kładąc dziewczynę na grzbiecie węża, po czym dodałem do drugiego - ty możesz już odejść 
Po tych słowach kobra zmieniła się w czarny dym, który szybko rozszedł się po powietrzu, a chwilę później nie było po nim śladu. Ja natomiast ruszyłem w stronę domu, uważnie obserwując nieprzytomną Kekkyū, by przypadkiem nie zsunęła się z grzbietu gada. Pół godziny później, kiedy byliśmy już na obrzeżach miasta musiałem odesłać węża i dalej nieść ją sam. Wielka kobra szlajająca się po mieście zwracała zdecydowanie za dużą uwagę. Mogłem też dostać jakiś mandat, za brak smyczy czy coś takiego.
Tym sposobem oboje znaleźliśmy się w moim skromnym mieszkaniu. Przez brak jako takiego pokoju gościnnego błękitnowłosa musiała spocząć na kanapie i miałem szczerą nadzieję, że jak najszybciej się obudzi. Nie chciałem zostawiać jej tak nieprzytomnej, a demon wiercił się już chcąc wyciągnąć mnie na polowanie. Czekał wystarczająco długo, ale miałem nadzieję, że poczeka jeszcze trochę.
Zająłem myśli przyrządzaniem posiłku dla dziewczyny - jajecznica, kanapki, herbata. Miałem nadzieję, że tyle wystarczy, bo ostatnie zakupy robiłem tydzień temu i kuchnia świeciła obecnie pustkami. Może poza dwoma butelkami wódki, które miały honorowe miejsce na drzwiach lodówki.
Pewnie w tym momencie ktoś inteligentny porzuciłby mi pomysł posilenia się tą dziewczyną, bo czemu nie? Skoro miałem ją już w swoim gniazdku, taką bezbronną... No i w sumie ta osoba miałaby rację, bo nie miałbym w tym przypadku żadnych skrupułów. W każdej innej sytuacji ktokolwiek znalazłby się tutaj, już by nie żył. Od niej jednak nie czułem zwykłej energii życiowej, a coś dziwnego, czego nie potrafiłem zdefiniować. To tak jak, kiedy masz przed sobą kurczaka modyfikowanego genetycznie. Właśnie ona taka była. Wolałem by mi nie zaszkodziła.
Gdy posiłek był już gotowy rozsiadłem się na fotelu z PSP w dłoniach i odpaliłem jedna z platformówek, które nie były specjalnie zajmujące. Po prostu chciałem czymś zabić czas w oczekiwaniu na przebudzenie się dziewczyny.

<Kekkyū?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Art1 Art2 Art3 Art4 Art5 Texture1 Texture2