środa, 8 listopada 2017

Od Augusta CD Ally

Lubię chodzić po mieście nocą. Wszystko ma o wiele więcej uroku niż za dnia. Można powiedzieć, że to najpiękniejszy krajobraz który stworzył człowiek. Nienawidziłem jedynie tego powietrza. Ktoś kto wychował się w dziczy, nigdy nie przywyknie do tego zapachu, który bardziej odrzuca niż wabi. Teraz w zasadzie nigdzie nie ma całkowicie czystego powietrza. Wojna zniszczyła większość dobrych naturalnie rzeczy. Nigdy nie wątpiłem, że ludzie niszczą samych siebie. To było tylko kwestią czasu. Ciekawe czy tego dożyję... Hah! Nie z moim trybem życia. Chociaż  sumie i tak trochę przeżyłem. Głównie fuksem. Prowadzę niebezpieczne życie. Inne byłoby jednak zbyt nudne. Obiecałem... że spróbuję i teraz wiem że nigdy z tego nie zrezygnuję. Jest jeszcze jedna osoba którą chce przeciągnąć na swoją stronę, ale on potrzebuje więcej czasu na decyzję. Porzucenie wszystkiego co się zna jest trudne. Stanięcie przeciw rodzinie jeszcze trudniejsze. Jako trzynaste dziecko swojego ojca akurat miałem najgorzej, ale miałem również wsparcie swojego ulubionego brata. Jedynego który się ze mną liczył. Jednak to nie opowieść na tą chwilę. Będę cierpliwy.
Usłyszałem coś. To natrętny piskliwy dźwięk... alarm? Zdjąłem słuchawki z uszu marszcząc brwi i wsłuchując się w otoczenie. To było jakąś alejek dalej? Zatrzymałem się by dokładniej oszacować odległość i po chwili ruszyć biegiem. Gdy byłem już na ulicy zobaczyłem szyld "Jubiler", samochód i włamywacza. Przynajmniej jednego z trzech jakich wyczułem. W pełnym biegu wpadłem na niego i uderzyłem go prawą pięścią w brzuch. Wydał z siebie zduszony jęk, gdy stracił oddech i upadł na kolana. Złodzieje już pakowali się do samochodu z zamiarem odjechania, gdy przeszkodziłem temu ostatniemu. Spojrzeli na mnie, ten od pasażera wymierzał już we mnie bronią znad otwartej szyby. Zdążyłem schować się za ścianą sklepu jubilerskiego, gdy w moją stronę posłano serię kul. Kupili sobie wystarczająco czasu by obolały facet wpełzł do auta. Ostatnie co usłyszałem to pisk opon. Wychyliłem wtedy z budynku wymierzając w nich własną spluwą. Wymierzyłem w jedną z opon, strzeliłem. Celnie. Kierowca jednak nie stracił panowania nad pojazdem, zarzuciło nim jedynie ku mojemu niezadowoleniu. Zostawię to policji, nie będę im zabierał roboty. - pomyślałem nieco zawiedziony i wyciągnąłem telefon z kieszeni wystukując numer alarmowy. Po chwili usłyszałem głos faceta.
- Komisariat policji... - bla bla...
- Chciałbym zgłosić włamanie na Belmont St. do sklepu Jubilerskiego. Złodzieje uciekają szarą terenówką, ich tablica rejestracyjna to KAZ 1Y3. Jacyś nietutejsi. Moje nazwisko to Misha Clevert...
Nagle coś przyciągnęło moją uwagę. Srebro błyszczące wśród szkła. Nie żeby nie było tu od groma błyskotek i złotek. Rozłączyłem się z rozmówcą i przykucnąłem sięgając po to coś ręką. Odrzuciłem szkło odsłaniając świecidełko. Kieszonkowy zegarek? Dość stary... Ktoś w ogóle kupuje takie rzeczy? Prócz mnie, oczywiście. Powinien być w antykwariacie a nie w sklepie jubilerskim. Przyjrzałem się wzorom na wieczku. Chiński smok i żuraw. Coś jak najbardziej w znajomym mi klimacie... Chodź może gdybym wiedział wtedy co kryje się pod tym zegarkiem nie otwierałbym go i oddał Winchesterom by go po prostu zniszczyli. I uwolnili JĄ. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy wkładając ten antyk do kieszeni, że jest czymś innym niż kawałkiem ładnego sreberka. Nie uzgadniałem z właścicielem sklepu jego zakupu. Nie przywłaszczyłem go sobie również jako wynagrodzenie, o nie... Najzwyczajniej w świecie go sobie wziąłem. Albo nie owijając w bawełnę, ukradłem. Nawet nie pamiętam zbyt dobrze tego momentu gdy się stamtąd zwinąłem. Pamiętam jeszcze jak machałem policji i wlazłem gdzieś między budynki. Później mam tylko przebłyski jak znalazłem się w jednej ze swoich kryjówek. Mam ich kilka. Czasem nocuję w szkole. Mam tam swój wydzielony pokój, to było jeszcze funkcjonowałem normalnie. Aktualnie znalazłem się w windzie do wynajmowanego apartamentu na 22 piętrze. Wszedłem do domu nie używając nawet kluczy. Zrobiłem to co zwykle, podszedłem do stolika, wyciągnąłem to co miałem w kieszeniach na stół i poszedłem do kuchni.
- Jakbym się teraz napił czekolady z chilli i bitą śmietaną... Marzenie ściętej głowy. - wydałem z siebie niezidentyfikowany dźwięk coś między śmiechem a pragnieniem.
 Nagle poczułem chłód i zamarłem z szklanką soku przy ustach. Zjeżyły mi się włoski na rękach. W pierwszym odruchu chwyciłbym za sól, ale nie zrobiłem tego. Sięgnąłem po nóż athame, mam go w bucie. Nie od razu złapałem go do ręki, czekałem. Odstawiłem szklankę.
- Pokarz się! - powiedziałem donośnym i stanowczym głosem patrząc w przestrzeń.
Odwróciłem się do okna po którym zaczął wspinać się szron. Moje oczy stały się czujne. Usłyszałem cichy szloch... po chwili dziecięcy śmiech. Po całych plecach przeszedł mnie dreszcz. Nie ma to jak klimacik... Drgnąłem gdy za mną odkręcił się kran z gorącą wodą. Zakręciłem go i odwróciłem się szybko słysząc kroki, jakby przebiegało koło mnie małe dziecko. Gdy znów spojrzałem wojowniczo przez blat na salon... Zobaczyłem szklankę z grubego szkła z... Czekoladą i bitą śmietaną? No to są chyba jakieś jaja...
- Kazałem ci się pokazać! - powiedziałem raz jeszcze do bytu "za kurtyną".
Dotarł do mnie słodko pikantny zapach mojego niedawnego "marzenia" o ile można to tak nazwać. Stało sobie na stole, koło zegarka jakby tylko czekało na to aż je skosztuję. Dopiero wtedy zważyłem drgania powietrza, które zaczęły coraz wyraźniej układać się w jakąś konkretną postać. Skupiłem się czekając, na następny ruch zjawy.

Ally?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Art1 Art2 Art3 Art4 Art5 Texture1 Texture2