niedziela, 29 października 2017

Od Ally Do Augusta

W pewnym wielkim mieście był sklep, w którym znajdowało się wszystko – stare księgi, buteleczki z lekami na wszelkie choroby, najpiękniejsze zabawki, porcelanowe lalki, kuferki, a nawet ciężkie, żelazne miecze. Każdy, kto wchodził do środka, opuszczał sklepik z tym, czego w danym momencie pragnął, a tych życzeń było wiele do spełnienia. Kupiec przyglądał się, jak jego goście wychodzili uśmiechnięci, bo wybierali najdroższe przedmioty, na które było ich stać – brylantowe pierścienie, złote papierośnice lub klepsydry cofające czas. Wszystko to, jednak zawsze okazywało się niewystarczające i wkrótce goście wracali, z jeszcze większymi pragnieniami. Kramarz wszystkie żądania spełniał. Nawet pewnego dnia, gdy pierwszy raz odmówił i ostrzegał!

****
 Pewnego ciepłego popołudnia, drzwi sklepu otworzyły się, kolejny raz  i do środka wszedł bardzo dobrze znany klient  z swoją żoną, strasznie chcieli kupić zakurzony, srebrzysty kieszonkowy zegarek, który był zamknięty w szklanej skrzyneczce. Kupiec odmawiał, mówiąc im że zegarek nie jest na sprzedaż, jednak bardzo nalegali, wiec kupiec zgodził się im go sprzedać, pod jednym warunkiem, który musieli spełnić, a brzmiało ono tak :
~~~~

'' Podaruje wam ten zegarek, pod warunkiem że  nie zostawicie go samego  i nie pożycie''
~~~~
 Klienci, na wszelką cenę chcieli zegarek, wiec się na wszystko zgodzili, wiec zegarek otrzymali, od tego momentu ich wszelkie pragnienia niewyjaśnionych okolicznościach się spełniały!  Żyli, jeszcze godniej i wspaniale!   Mieli wszystko, wiec po co im jakiś bezwartościowy stary zegarek, którego nawet nieużywalni,tylko na marne nosili. Po prostu się nim znudzili, tak jak zawsze nową rzeczą którą dostawali lub kupowali, dlatego pewnego dnia go wyrzucili, łamiąc obietnicę kupca. Tego dnia zegarek staną w miejscu  oraz  tego dnia było słychać krzyk kobiety i mężczyzny, pierwszych właścicieli zegarka, którzy niewyjaśnionych okolicznościach zostali brutalnie zamordowani. Morderca nie został znaleziony, sprawa ucichła i sprawa nie została wyjaśniona, a zegarek znalazł kolejnego właściciela. Tak wiec od tego czasu ludzie znikali lub ginęli niewyjaśnionych okolicznościach, a zegarek co nowych właścicieli miał.  Ludzie gadali że to przez  zegarek który kupiec sprzedał , przez znaki obok trucheł,  w kształcie zegara,  przez to powstawały opowieść straszące ludzi, o przeklętym zegarku i  nękali kupca, wiec on znikł razem z swym sklepem, żeby nie zostać ukaranym przez błędy innych. Naszczacie, pewnego lata brutalnie i niewyjaśnione  morderstwa  ucichły,  przez to że zwyczajny zegarek, który był przeklęty znalazł jubiler, który nie otwierając zegarka (Opowieść mówią że jak się zegarek otworzy, to wtedy właściciela życie jest zagrożone ) , zamkną go w gablocie na sprzedaż, właśnie od tego czasu zegarek tam przybywa czekając na swego właściciela.


( August ?)
 
zapewniam cię, przy

Od Kekkyū Do Vladimira

Od dnia, w którym uciekłam z laboratorium ''CP'' do pobliskiego lasu rozdzielającego to miejsce z miastem, minęło… Sam nie wiem ile. Nigdy nie miałam pamięci do liczb, a może po prostu przestałem liczyć... Słońce chyli się ku zachodowi, zewsząd otacza mnie głusza. W tym przeklętym lesie wszystko wygląda tak samo, jednak tam zostałam i zamieszkałam. Ani razu nie natknąłem się na choćby ślad obecności drugiego człowieka, oprócz potworów z którymi codziennie walczyłam, trenując swoje umiejętność. aż pewnego dnia to się zmieniło...
***
 Było już grubo popołudniu. Nie miałam nic do roboty, więc pomyślałam, aby sobie pobiegać na świeżym powietrzu. Ubrałam na siebie czarny płaszcz  oraz buty wojskowe i wyszłam z opuszczonej chatki w lesie. Gdy byłam na świeżym powietrzu, zaatakował mnie podmuch silnego wiatru, lecz mnie nie zniechęcił do biegania. Dzisiaj nie było tak zimno jak tydzień temu, ale temperatura dawała o sobie we znaki. Wolnym ale rytmicznym truchtem rozpoczęłam dzisiejsze bieganie.Czując że zrobiło mi się trochę cieplej, wyrwałam się z refleksji, przyśpieszyłam. Czułam jak moje serce bije szybko. Dzięki bieganiu mogłam się rozgrzać, i spędzić sama czas. Po kilkuset metrach dopadły mnie wspomnienia gdy szukałam jakieś pomocy, po ucieczce z laboratorium ''CP''. Wędrowałam wtedy w poszukiwaniu żywej duszy, ale spotykałam tylko co chwilę bestie, które uporczywie chciały się dostać do mnie,i się we mnie wgryźć. Myślałam że zostałam sama. Nie miałam ochoty wędrować i poszukiwać. Wydawało mi się że nie ma nikogo oprócz mojej osoby.  Jednak nie podałam się i walczyłam, dzięki temu nadal żyję i jestem.Zmęczona biegiem, przystanęłam i się rozejrzałam.  Byłam na skraju lasu, a przede mną rozciągało się jakieś pole, albo łąka. Tego pewna nie byłam. Spojrzałam na pobliskie drzewo. Pamiętam pierwsze moje spotkanie z bestią. Uciekałam wtedy na drzewo, w tamtym momencie zdobyłam nowe umiejętności oraz przestałam bać się .
W kilka sekund znalazłam się na solidnej gałęzi w koronie drzewa. Byłam zmęczona. Mimo tego że spałam, byłam zmęczona także i z braku pożywienia. Nie jadłam nic od 15 godzin. Oczy zaczęły mi się zamykać, a ja oparłam głowę o korę drzewa i zasnęłam.

***3 GODZINY PÓŹNIEJ***

 Usłyszałam niepokojący dźwięki, obudziłam się i z dołu zauważyłam kogoś walczącego z bestiami. Była to ludzka istota! Owszem widziałam jak radził sobie z tymi gnijącymi bestiami, ale mimo wszystko mógł stanowić zagrożenie. Od początku obserwowałam go z bezpiecznego miejsca na gałęzi wielkiego drzewa, na początku wahałam się, czy zainterweniować, czy może siedzieć cicho, i w odpowiedniej chwili uciec. Lecz on walczył sam, i gdyby sobie nie radził, mogłabym wkroczyć w samą porę. I wkroczyłam, ale gdy te bezmózgie stworzenia były martwe,  zajęłam się nieznajomym. Błyskawicznie  odurzyłam go choć na chwilę swoją mocą, po czym go złapałam i przygniotłam do drzewa .Nie chciałam zrobić jemu krzywdy, ale jednak trochę to musiało boleć,
- Nie powiano cię tu być! Kim jesteś, i co tu robisz?-Warknęłam spojżawszy na niego, nadal go trzymając 


( Vladimir )

Od Koneko Do Azazela

Siedziałam na pościelonym już łóżku powoli przystawiając do ust kubek z owocową herbatą ostrożnie biorąc pierwszy łyk. Pierwszy raz od paru miesięcy, po zdarzeniu  zostałam calutki dzień sama w domu. Moja właścicielka, miała coś do zrobienia w mieście, wiec zostawiła mnie samą  w domu. Zajęłam się wiec domem, gdy nie było już nic do roboty  odpoczywałam, w łóżeczku pijąc herbatę   wtedy mój wzrok powędrował w stronę okna, zza którym można było widzieć całe miasto, które wprost wydawało się opuszczone ale tak na prawdę wszyscy jeszcze spali przynajmniej ja miałam taką nadzieję. Głównym tematem było niebo, które zostało nagle zachmurzone chmurami to właśnie one były obdarzone najróżniejszymi tonami szarej odcieni, a w tle mogłam podziwiać skrytą we mgle wieżowce. Całość wyglądało nawet interesującą aż do czasu kiedy małe krople deszczu zaczynały spadać z nieba z hukiem lądując o okno. Pierwszy raz deszcz działał na mnie wręcz uspokajająco, ale nie na długo. Podejmując z nudów i w samotność ciężką decyzję, wyszłam na dwór żeby się przejść, wtedy  od razu poczułam nieprzyjemny chłód, który otulił moje ciało dając mi poczucie, że to była moja pierwsza zła decyzja tego dnia. Mogłam dosłownie poczuć jak zimne powietrze zaczyna mnie szczypać w policzki i okryte czarnym kapturem od bluzy uszy. Szczerze mówiąc rzeczywistość była bardziej brutalna niż dzisiejsza pogoda, jednak nie zniechęciłam się i ruszyłam przed siebie spacerując.  Nagle, tak spacerując w ciszy, niespotykająca żadnej żywej duszy zauważyłam siedzącego czarnego kruka, na siatce grodzącej opuszczone i zniżone wesołe miasteczko. Gdy go zobaczyłam,mój koci instynkt, obudził się  i kazał mi złapać ptaszka, wiec powolnymi i cichymi kroczkami zbliżyłam się do niego, i gdy byłam już obok niego skoczyłam próbując go złapać, jednak wtedy w ostatniej chwili kruk unus się i poleciał uciekając , ja wtedy przeleciałam siatkę i wylądowałam po drugiej stronie jej, w tereny opuszczonego i znaczonego miasteczka. Upadek i Otulający mnie ból ,wtedy uświadomił mi że to była moja druga zła decyzja, lecz no cóż niezadowolona toku zdarzeń podniosłam się z ziemi, i chciałam skoczyć z powrotem  na drugą bezpieczną stronę  siatki i wrócić do domu, jednak nie zdołałam tego zrobić, ponieważ strasznie lewa noga mnie bolała, przez upadek, wiec musiałam w tym monecie znaleść inne wyjście z niebezpiecznego miejsca, wiec ruszam w głąb opuszczanego wesołego maseczka. Nie spodziewałam się wtedy że od razu zostanę  zakatowana przez dziwne kreatury, byłam zbyt zmęczona, ranna i nie chciało mi się z nimi walczyć, po za tym wiele mych mocy było zablokowanych do czasu aż nie wypiję krwi pani, wiec musiałam uciekać od nich, kulejąc . Naszczacie po paru minutach uciekania, kreatury zgubiłam, lecz znalazłam się w ślepym zaułku.
~~~~
~ Nie wieżę! Czy ja naprawdę mam dziś pecha! - Powiedziałam sama do siebie 
- Kra, kra..- Odezwał się kruk siedzący na drzewie
~ Ty! Nie śmiej się ze mnie, to twoja wina że się tu znalazłam ! - Krzyknełam tupiąc nogą spojrzawszy na kruka, a ptak nawet nie zwrócił uwagi nadal kraczał, ja wkurzona  zamieniłam się w kota, wtedy swą zwinność w bólu spiłam się na drzewo, ptak nawet niezałażenie tego i dzięki temu bez problemów  go złapałam - Mam cię! -  Krzyknełam zadowolona, w myślach do siebie, wtedy kruk zaczął się szarpać, straciłam wtedy równowagę, przestraszona zamieniłam się w człowieka  i puściłam kruka, wtedy spadłam w duł, lecz upadek przeżyłam, ponieważ upadłam na kogoś, wiec miałam miękkie lądowanie.


 ( Azazel ?)

Odchodzi

 Powód: Decyzja właścicielki 

sobota, 28 października 2017

Od Vlada c.d. Azazela

Dość szybko udało mi się zrównać kroku z chłopkiem. Czyli jednak trafiłem w czuły punkt! Ja to mam do tego prawdziwy talent. Wsunąłem dłonie w kieszenie zerkając na niego jedynie od czasu do czasu przez większość naszej wędrówki. Widziałem, że jest bardzo niezadowolony z mojej obecności, co nieco mnie bawiło. W końcu ktoś poza mną miał pecha!
Po chwili taka zwykła wędrówka mi się znudziła, było wiele rzeczy, które szybko traciły moje zainteresowanie. Białowłosy krążył tak tylko po to by w końcu mnie zgubić. Generalnie byłem, jestem i będę przeciwnikiem nadmiernego wysiłku, tak więc wyprzedziłem go nieznacznie, by móc iść przed nim tyłem. Zacząłem nucić pod nosem piosenkę z reklamy papieru toaletowego. Miałem prawie stu procentową pewność, że prędzej czy później w coś lub kogoś uderzę, jednak w tej chwili było mi to obojętne, póki mogłem tym sprowokować... właśnie! Jak mogłem zapomnieć zapytać go o imię? Trzeba było to jak najszybciej nadrobić.
- Jak cię zwą? - zapytałem, w sumie to dosłownie przetłumaczyłem w tym momencie rosyjskie "Как тебя зобот?", więc zabrzmiało to dość nienaturalnie. 
Białowłosy westchnął ciężko chcąc podkreślić, jak bardzo go w tej chwili denerwuje, ale co jak co, ja się tak łatwo nie poddaje. Muszę przyznać, że rzadko miewam sytuacje, w których proszę się o czyjąś uwagę, po prostu zazwyczaj była mi zbędna.
- Azazel - odparł w końcu, przewracając oczami z zażenowaniem.
Pokiwałem głową w zamyśleniu, znów ruszając obok, bo i tak wyjątkowo długo pozostałem w pionie. Nie chciałem teraz tego psuć wywrotką.
- Hym... - mruknąłem w zamyśleniu, ale kiedy chłopak nie zwrócił na mnie uwagi kontynuowałem swoją myśl - To jest zdecydowanie za długie i zbyt poważne! Nie ma opcji, muszę znaleźć ci jakieś zdrobnienie... Co powiesz na Azal? Niee, brzmi głupkowato. To może Azel? Azor? Jak dla psa... chociaż mogłoby być całkiem zabawne, nie sądzisz? A zapomniałem, że ty nie jesteś typem z poczuciem humoru - kontynuowałem swój monolog, nadal całkowicie ignorowany, jednak w ogóle mi to nie przeszkadzało, sam odpowiadałem na własne pytania, będąc pewny, że on nie będzie do tego skory - Wiem! - zawołałem uradowany po paru minutach - Azi, to świetnie ci pasuje.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wyszliśmy na boisko. Przeszliśmy niemały kawałek, by dostać się pod najmniej widoczną część szkoły. Nie było tam okien, a i z drogi nie było nas tam widać. Azi oparł się plecami o ścianę.
- Z której jesteś klasy? - zapytałem, jednak zanim dostałem jakąkolwiek odpowiedź czarny kształt zamigotał nad nami, a chwilę później spadł na mnie niczym pocisk czarny kruk.
Zasłoniłem się rękami w obronnym odruchu zaskoczony. Wiedziałem, że te cholerstwa mnie nie lubią, ale bez przesady! Całe życie pod górkę.
- Ał, ał, ał - powtarzałem pod nosem, gdy głupie ptaszysko szarpało mnie za włosy.

<Azi?>

Od Azazela cd Vlad'a

Była dopiero druga lekcja, a  miałem dosyć. Zbyt dużo ludzi i zbyt dużo rozmów w jednym miejscu, najzwyczajniej w świecie potrzebowałem chwili ciszy i spokoju, której z tego co wiem nie znajdę w klasie na lekcji. Z tego powodu postanowiłem udać się do pomieszczenia gdzie z reguły nikogo nie ma, tym bardziej w czasie lekcji. Laight jak zwykle był otoczony innymi osobami z klasy, mimo tego że byliśmy bliźniakami różniliśmy się pod każdym aspektem. Spojrzałem na niego ostatni raz i ruszyłem w sobie tylko znanym kierunku, w momencie kiedy postawiłem pierwszy krok zadzwonił dzwonek na lekcje. Przyspieszyłem nieco kroku, aby nie natknąć się na żadnego z nauczycieli i spokojnie przesiedzieć tą lekcje samemu, ze swoimi rozmyślaniami, a co najmniej takie mam plany. Tylko ja i moje myśli, ewentualnie Shi który znowu wleci do szkoły nie wiadomo jak, i nie wiadomo którędy.  Po chwili byłem na schodach prowadzących do kotłowni, postanowiłem nie schodzić dalej i usiąść tutaj. Oparłem głowę o ścianę i zamknąłem oczy rozkoszując się panującą dookoła ciszą. Nie przejmowałem się lekcją, notatki będę miał od brata, a nauczę się spokojnie tego wszystkiego sam, przy okazji w ciszy a nie z ponad dwudziestką ludzi na karku, która cały czas coś szepcze nie dając się skupić tym, którzy tego potrzebują. Nie minęło jednak nawet pół godziny kiedy coś, a raczej ktoś przeleciało mi nad głową. Od razu wiedziałem, że mogę pogrzebać głęboko w ziemi marzenia o ciszy i spokoju na schodach prowadzących do kotłowni.
- Czyżbym spotkał anioła? - padło pytanie z ust chłopaka. Niechętnie otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. mój wzrok jak zwykle był odpychający, całym sobą pokazując jak bardzo jestem niezadowolony z całej tej sytuacji. Chciałem być sam, a nie mieć kogoś kto mi będzie tutaj paplać. Wyglądał na jakieś 15 lat, a na twarzy widniał uśmiech. Uśmiech, którego trudno spodziewać się po mnie jednak mój brat spokojnie mógłby z nim konkurować. Nie zamierzałem się jednak odzywać z nadzieją, że jednak odpuści. Jak widać nawet to co umiera ostatnie, czyli przysłowiowa nadzieja, przy mnie umiera bo chłopak zamiast sobie odejść stanął naprzeciwko mojej twarzy. Wcale mi się to nie podobało, jednak nie miałem zamiaru ani ochoty tego pokazywać.
- Hej, hej, hej! Nie zamierzasz się do mnie odzywać? - chłopak ewidentnie nie dawał za wygraną. Jak widać stare sposoby z nieodzywaniem się zawodzą. Tak więc trzeba się odezwać.
- Z aniołem nie mam nic wspólnego. Jeżeli takiego szukasz polecam mojego brata. - powiedziałem wstając ze schodka na którym dotychczas siedziałem. - I tak nie zamierzałem się do ciebie odzywać. Przyszedłem tu pragnąć ciszy, a nie szukając rozmówcy. - dodałem wdrapując się na górę. Została jeszcze połowa lekcji, jest że znajdę drugą miejscówkę gdzie nikogo nie ma.  Jak widać niedoczekanie moje, kiedy tylko ruszyłem przed siebie, chłopak postanowił iść za mną niczym mój osobisty cień.

>Vlad?<



Od Vlada c.d. Augusta

Powiedzieć by można, że tego dnia wstałem z łóżka lewą nogą, ale to nie była do końca prawda. Tak naprawdę to wyleciałem z niego jak poparzony widząc godzinę, która widniała na zegarze. Budzik znowu nie zadzwonił, a nawet jeśli zadzwonił nie zdołał mnie obudzić. Ubranie się i zgarnięcie najważniejszych rzeczy zajęło mi tylko kilka minut, jednak byłem pewien, że nie zdążę na pierwszą lekcje. Niestety zaczynałem tego dnia na siódmą, a było za dziesięć. Zamknąłem mieszkanie, zbiegłem po schodach w dół, a po chwili już byłem na przystanku. 
Zwolniłem zadowolony widząc autobus, w końcu byłem już kilka metrów od niego. Kiedy miałem wrażenie, że wyrobię się na drugą lekcję, drzwi autobusu zamknęły mi się przed nosem, a ja uderzyłem w nie twarzą. Co za sierota nie? Skrzywiłem się i rozmasowałem bolący policzek. Patrzyłem chwilę jak znika za zakrętem, po czym po prostu odwróciłem się by sprawdzić odjazd następnego. Godzina? Super. - pomyślałem i ruszyłem w drogę powrotną do domu. 
Nie było tego złego co by na dobre nie wyszło. Zdążyłem wziąć prysznic, założyć ubrania, w których nie wyglądałem jak pajac i nawet wziąć wszystkie książki. Na odchodnym nie zapomniałem zabrać słuchawek, które w autobusie były całkowicie niezbędne. Nienawidziłem podludzi, którzy puszczali muzykę na cały pojazd, lub gadali o tym, co im się potwornego nie stało, oczywiście tak by wszyscy słyszeli.

Od Augusta Do Vlada

- Moi przyjaciele to skończeni debile. - stwierdziłem wpatrując się w niemal pustą szafę.
Moje ubrania zniknęły. Wszystkie, bez wyjątku. Jedyne co mi zostawili to dresy i bluzę z króliczymi uszami. Chyba mi nie wierzyli, że go założę. Wczoraj przegrałem zakład i chłopaki stwierdzili , że na zajęcia pójdę w wybranym przez nich ubraniu. No i zostawili mi tylko ten jeden strój. Spałem jedynie w bokserkach, więc w coś ubrać się mimowolnie trzeba.
- Dobrze, że czarny a nie różowy. - wymamrotałem ściągając go z wieszaka.
I tak bym go założył. W końcu układ to układ. Poszedłem do łazienki i po jakimś czasie mogłem się przyjrzeć w lustrze. Reakcja uczniów będzie bezcenna. Grunt by nie spotkać Czerwonej królowej. Unikać jak ognia. Dyrektorka urządzi mi za to jesień średniowiecza. Ale musiałem przyznać, nie wyglądałem źle. Z czarnym mi do twarzy. Wzruszyłem ramionami z uśmiechem przyklejonym do twarzy i złapałem za książki. Karteczka na wierzchu informowała mnie kogo w tym tygodniu będę musiał ewentualnie popilnować. Miałem dzisiaj... Jedno... No może dwa zastępstwa. Mniejsza. Teraz w sali 15 zajęcia z historii, dobra. A za trzy godziny mam trening indywidualny z uczniem Fostera. Powinienem sobie poradzić z tą klasą i z tym dzieciakiem.
Wyszedłem na korytarz i ruszyłem wzdłuż, mijając inne pokoje. Swój apartament miałem na samym szarym końcu i to było najlepsze wyjście z możliwych. Idealne do szybkich zniknięć z terenu Scholi bez zauważenia. Tak wiem, nie jestem szczylem, ale nie lubię gdy mnie kontrolują. A ewidentnie śledzą każdy mój ruch. To nawet zabawne.
Ich bezpieczeństwo zależy ode mnie, ale i tak żywią spora dozę nieufności. Tyle że ja nie dam sobie założyć obroży. Robię co chcę i będę unikać konsekwencji póki mogę. Dzwonek już zadzwonił gdy znalazłem się na schodach. Nie śpieszyłem się, wiedziałem, że uczniowie mają nadzieję bym spóźniał się jak najdłużej. Jeszcze kupiłem sobie kawę w sklepiku po drodze i zabrałem dziennik. Nawet gdy byłem tuż przy nich, nie rozpoznali we mnie ich sora. Czy im się dziwie? Ani trochę. Młody chłopak starszy nie wiele od nich nie może być brany na poważnie.
- Witam klasę. -powiedziałem zwracając na siebie uwagę całej grupy.
Przebiłem się przez grupę i otworzyłem kluczem drzwi.
- Zapraszam do środka.
Mijały mnie skołowane spojrzenia, jednak nie zwracałem na to uwagi nadal z serdecznym uśmiechem.
Wśliznąłem się za nimi i zamknąłem drzwi nogą. Podszedłem do biurka i rzuciłem tam książki razem z gorącą jeszcze kawą. Stanąłem przed nimi i zacząłem mówić.
- Przedstawię się. Jestem August Kershaw i będę zastępował przez ten tydzień waszego wychowawcę. Możecie mi mówić po imieniu. Nie zwracajcie uwagi na strój, zrobiono mi mały kawał. - machnąłem ręką w geście, że nie ma o czym mówić. - Dobra, co mieliście ostatnio?
Przeszedłem się po klasie i łapałem za zeszyt jednego z uczniów. Przeglądając jego notatki nie dowiedziałem się niczego. Może dlatego, że pisał co któraś lekcję i za cholerę nie mogłem odcyfrować z którego był ostatni (według właściciela notatnika) temat.
- Zły wybór. - stwierdziłem i odłożyłem go z powrotem.
Wziąłem inny zeszyt. O, tam znalazłem to co chciałem.
- Okeeej, mam.
Zwróciłem go właścicielowi i ruszyłem do biurka. Otworzyłem dziennik. Ocen było mało. Były one dość... średnie. Jedni radzili sobie lepiej, inni gorzej.
- Bierzemy następny temat z podręcznika. Strona 46. Co powiedzie na pracę w grupach lub indywidualną? Dostaniecie dodatkowe dobre oceny póki nie ma tego pomrowia...
Moje spojrzenie padło na jednego z uczniów, który ewidentnie przysypiał. Podwinąłem rękawy i zacząłem się skradać z palcem na ustach. Nagle trzasnąłem rękami w ławkę centymetry przed typem który musiał zarwać jakieś pół nocy. Chłopak zerwał się, a krzesło ze zgrzytem przesunęło się po płytkach.
- Pobudka szczylu! - odpowiedziało mi nieco zdezorientowane spojrzenie.
Ktoś zaczął chichotać. Wyprostowałem się i ruszyłem na swoje miejsce.
- A teraz co macie zrobić... tematem waszej notatki będzie...
Przebrnąwszy płynnie przez owe nie całe 40 minut przekazałem im to co mają się nauczyć na następne zajęcia i wplatając w to jeszcze własne historie i wysłuchując również uczniów. Zwięźle i na temat bez niepotrzebnych potoków bezsensownych słów. Zebrałem już wszystkie kartki, obiecując że na jutro będą już na tip-top sprawdzone. Dzwonek zabrzmiał gdy dopijałem ostatnim łykiem kawę. Uczniowie powoli wybywali z sali, a ja właśnie miałem wstawać gdy jeden z uczniów nie chybnie miał zaraz spotkać się twarzą z podłogą. Moja ręka złapała go za kołnierz i przytrzymała go nad linoleum, by po chwili postawić go do pionu.
- W porządku? - zapytałem z ręką na jego ramieniu jakby znów miał wywinąć orła. Był blady jakby miał zaraz zemdleć, chociaż to może mi się zdawało. Pewnie to drugie.

Vlad?

czwartek, 26 października 2017

„Jeśli człowiek ma dość pieniędzy, trudno mu w ogóle popełnić jakieś przestępstwo. Zdarzają mu się tylko zabawne, drobne niezręczności.”




Lexie Rotshield
Czarny kruk/motyl
Machine Lord / Orange Headphon Girl / Zbłąkany Demon / Biały Kruk
Człowiek
Panienka Rotshield
Córka multimilionera
Członek „Czarnego Pazura”
Szalony geniusz
19 lat
"Jeśli nienormalne trwa dostatecznie długo, staje sie normalnym."
Ojciec Lexie był spadkobiercą jednej z najbogatszych rodzin w Stanach: Rotshierldów. Wyższe sfery zawsze są czymś mrocznym i tajemniczym dla zwyczajnych ludzi. Rodzina Rotshieldów była podejrzewana o przynależenie do tajemniczej grypy „Iluminatów”. To nie jest prawda. Chociaż jest ona równie mroczna, jak fikcja. Rodzina Rotshieldów od lat finansuje działanie „Czarnego Pazura”. Zapewne nie jako jedyna. W zamian za to korzysta z „dóbr” wytworzonych przez organizację.
Właśnie dzięki tej swoistej umowie, Lexia, już jako mała dziewczynka, stała się członkiem Laboratorium. Była niepełnosprawna – jej nogi zostały sparaliżowane, jednak jakby w ramach rekompensaty otrzymała niesamowitą inteligencję i chłonny umysł. Dzięki prywatnym lekcjom i godzinom w laboratorium bardzo szybko uzyskała tytuł doktora i została oficjalnym członkiem Pazura. Nadano jej również pseudonim „Czarny Kruk”, gdyż sama straszliwie upodobała sobie tego ptaka jako swój symbol i umieszczała na każdym swoim dziele. Otrzymała też nieoficjalny przydomek: „Motyl”. Piękny i równie delikatny, jak sama Lexie.
 Wkrótce odseparowała się od rodziny i zaczęła życie na własną rękę – jako naukowiec. Jej specjalizacją stała się bioinżynieria i mechanika, a pasją – tworzenie hybryd ludzi, bądź wesenów, i maszyn.
Lexie jest dość wysoką osobą i szczupłą – dba o swoją kondycję, nawet jeśli nie może wykonywać niektórych ćwiczeń. Ma długie czarno-brązowe włosy i ciemne oczy. Rzadko ubiera się w sterylnie biały fartuch – twierdzi że za bardzo widać na nim krew i brud. Ubiera się za to w moro i olbrzymie, skórzane rękawice. Nosi też zegarek, z zaznaczonymi na czerwono najważniejszymi zdarzeniami rutyny dnia. Zdarzenia nierutynowe zapisane ma w notatniku, schowanym w kieszeni w spodniach. Nie lubi, gdy coś ją zaskakuje, więc lepiej jak będziesz chciał ją zabić to wpisz się do jej grafika tak miesiąc wcześniej.
"Ludzie przewaznie nie sa zli, po prostu czasem daja sie porwać jakiejs idei."
Dziewczyna jest poważna i profesjonalna, swoje osądy opiera na logicznych argumentach i faktach. Nie mówi niczego, co jest niepotrzebne lub głupie. Nie daje się ponieść uczuciom – ukrywa je starannie pod maską obojętności, dumy i wyższości. Jest megalomanem i mimo swojej niepełnosprawności – a może dzięki niej – patrzy na ludzi z góry. Doskonale sobie radzi na wózku, nigdy nie prosi nikogo o pomoc, nawet gdy jest bardzo źle. Zawsze radzi sobie sama. Nienawidzi być komukolwiek coś dłużna. Jednak jeśli zaciągnie u ciebie dług to bądź pewny, że go spłaci. Nie ważne kim będziesz. Lexie zawsze trzyma się swoich ideałów, bardzo trudno ją przekonać do zmiany zdania, trudno zgasić, trudno pokonać w dyskusji – szczególnie, że dla niej tego rodzaju potyczki słowne są tylko grą. Lubi wcielić się w jedną ze stron, nawet jeżeli się z nią nie zgadza, i zobaczyć, jak argumentować swój punkt widzenia będą inni. Jest niezłym kłamcą, jednak nie perfekcyjnym... po prawdzie brzydzi się kłamstwem. Preferuje szczerość – do bólu. Jest pozerem. Niestety. Wszystko, co napisałam powyżej jest tylko maską, której nie pozwala sobie zdjąć choćby na sekundę. Nie przy ludziach. Tylko czasem, gdy jest sama, gdy koło w wózku się zatnie w najgorszym momencie, gdy upadnie... czasem brakuje siły, by powstrzymać napływ emocji. Frustracja. Wściekłość. Rozpacz. Bezsilność. Dziewczyna nienawidzi tego, że nie może chodzić o własnych siłach, nienawidzi ograniczeń swojego ciała.
"Tylko we śnie jestesmy wolni. Na jawie musimy sie spieszyć."
Jest jeszcze coś, czego nie wspomniałam na początku, bo zakłóciłoby spójność historii. Gdy miała 4 lata, Lexie została mentalnie połączona z wesenką – również czteroletnią dziewczynką. Świadomość wesenski została wyparta i jej ciało stało się naczyniem dla małej Rotshield. Naczyniem, w którym niepełnosprawna dziewczynka mogła rozprostować nogi i żyć. Początkowo forma nazywana była Obiektem Q940, jednak gdy Lexie stała się naukowcem, nadano jej imię Białego Kruka.
Wesenka byłą bardzo ładna, raczej drobna, białowłosa o błękitnych oczach. Błękitnych oczach które straciła. Gdy Lexie wchodzi w jej ciało, jej oczy stają się pomarańczowe i iluminujące. Kruk zawsze kochała przebywać w tym ciele, jednak czas, który może na to poświęcać, by nie uszkodzić połączonych umysłów to dokładnie 7 godzin 16 minut i 21 sekund. By pilnować czasu, jednocześnie nie wzbudzając podejrzeń, dziewczyna zawsze nosi słuchawki, a w nich ustaloną play listę, którą zna już tak dobrze, że na jej podstawie jest w stanie określić pozostały czas.
Jako Biały Kruk, Lexia nie jest bynajmniej tak sztywna, jak jako Czarny. Jest raczej... pogodna, nie pochmurna. Kocha to życie i dobrze to widać. Rzadko przebywa wtedy w laboratorium – wychodzi gdzieś na zewnątrz, byle dalej od laboratorium, w którym pracuje jej drugie wcielenie. Na swoje eskapady ubiera się w czarne polary z kapturem oraz czarne bojówki. Skąd nazwa „Machine Lord” zapytasz? Nawet w tej formie jest niezwykle słaba i nie może się przemęczać, dlatego też zawsze podróżuje z jednym ze swoich mechanicznych sług. Czasem zabawia się w najemnika, płatnego mordercę. Można łatwo poznać, że wyrusza na łowy, gdyż bierze ze sobą swojego najszybszego i najzwinniejszego Stwora oraz pokrowiec na gitarę – ze snajperką w środku.
„And those who were seen dancing were thought to be insane by those who could not hear the music.”
Ciekawostki: Dziewczyna posiada wielu wrogów - i tych mniej wpływowych, i tych bardziej wpływowych również wśród, zdawałoby się, familiarnej organizacji "Ręki Chwały". Delikatnie mówiąc, nie przepadają za sobą. Lexie najchętniej widziałaby ich w płomieniach, oni ją - w ścieku. Zaprawdę słodkie.
Czarnowłosa codziennie rano wstrzykuje sobie leki przeciwbólowe, jest od nich wręcz uzależniona, mimo że tak na prawdę nie ma co jej boleć, jednak jeśli ich nie weźmie wydaje jej się, że przeraźliwie bolą ją nogi. Przy tym... właściwie boi się igieł. To zawsze jest niemiła przeprawa.
Zazwyczaj przybiera białą formę nocą, gdy ciało udaje się na spoczynek. Jej działanie jest dość... skomplikowane i nie do końca zbadane. Poza tym, że przebywanie w obcym ciele wyrządza szkody w połączonych mózgach.
Ciało Białego Kruka trzymana w swoim pokoju, na przeciwko łóżka, przy którym zamontowane są na stałe aparaty, służące do podtrzymywania życia w ciele, które nie jest kontrolowane przez mózg.
Posiada dwie ulubione hybrydy. Rez i Loki'ego. Zdjęcie Reza jest przy Białym Kruku na profilowym. Jest to olbrzymi, masywny stwór o potężnych mięśniach i masce gazowej na twarzy. Większą część jego ciała zastępuje metal, jednak narządy wewnętrzne należały do wesena, nie wiele mniej rosłego niż Rez. Również mózg jest organiczny, jednak nigdy nie należał do istoty myślącej - tylko do psa, który kiedyś uratował Lexie życie, samemu ginąc. Rez posiada niesamowitą siłę i jest bezgranicznie oddany dziewczynie. Często zachowuje się jak pies - jak typowy burek, jednak posłuszny jest tylko jednej pani. Porusza się na czterech nogach, jednak w razie potrzeby potrafi przez krótką chwilę ustać na dwóch. Jego pancerz jest odporny na większość pocisków, które nie są w stanie rozsadzić czołgu, a dzięki masce umie widzieć w ciemnościach.
Drugi twór, Loki, jest znacznie bardziej krnąbrny, i chyba dlatego zdobył serce dziewczyny. Posiada swoje zdanie i trzeba go przywoływać do porządku przez obrożę elektryczną. Jest niebezpieczny i nieobliczalny. Wyglądem przypomina wyjątkowo patykowatego człowieka o długich palcach oraz płatach skóry między dłońmi a bokami, dzięki którym może latać. Zamiast oczu ma dwie kamery, jego kości zostały wymienione na podobne z włókna węglowego, przez co jest znacznie lżejszy i szybszy. Porusza się też bezszelestnie i nie ma miejsca, w które by się nie wślizgnął. Nosi czarny, dokładnie obudowany kombinezon z mieniącego się w świetle materiału, który zapewnia mu niewidzialność, gdy zostanie dłuższą chwilę w bezruchu. Nie ma ust - zostały zaszyte. Pokarm pobiera bezpośrednio dożylnie. Na plecach ma zamontowane specjalne wypustki, których można się chwycić podczas podróżowania na nim.
"Na poczatku było nic. I rzekł Bóg: Niechaj stanie sie swiatłosć i dalej nic nie było, tylko teraz mozna to zobaczyć."
Kontakt: ketsurui

~Wszystkie cytaty, z wyjątkiem przedostatniego, którego autorem jest Paul Nitze, pochodzą z serii Terrego Prachetta "Świat Dysku"

Od Vlada do Azazela

Czyż krew wytryskająca z tętnicy nie jest pięknym widokiem? Chyba w tym wypadku źle użyłem tego przeklętego pytania retorycznego! Oczywiście, że część odpowie nie, część skłamie, że tak. Ludzie są tacy zabawni, nie chcą przyznać się nawet przed sobą, że przeraża ich ta wizja. 
Zmieniając jednak temat... Gwieździsta noc wcale nie jest taka gwieździsta w mieście. Dużo ładniej za to wtedy wygląda księżyc, który odbija światło, pozwalając mu rozjaśnić nieco ulice. Cichy wiatr i... zimno. No tak, trzeba było zabrać kurtkę, a nie teraz marudzić Vlad, powie ktoś mądrzejszy. Zawsze znajdzie się ktoś taki. Mógłby zamiast takich tekstów dać mi ciepły koc, albo termofor. Nie, lepsze jego zdaniem bezużyteczne rady są lepsze. 
Westchnąłem cicho zrzucając już niepotrzebnego mi trupa z mostu, wprost do bezlitosnych, rzecznych odmętów. Żeby ten opis was nie zmylił pragnę uściślić, że wcale nie jestem strasznym wampirem, jak Edward ze Zmierzchu, a jedynie skromnym złodziejem energii życiowej. Dużo łatwiej jednak żywić się tą energią, kiedy twoja ofiara nie rzuca się, jak opętana. 
Miałem zamiar się przeciągnąć, jednak w połowie ruchu skuliłem się z zimna, przez wiatr, który podwiał moją zdecydowanie za cienką, jak na tę pogodę, bluzę. Nocny chód nie działał mi na zdrowie, dlatego też szybko udałem się w kierunku przytulnego mieszkania, w którym zawsze była odpowiednia temperatura. 

- Coo? Jaki test? - pisk jakiejś rudej dziwki wyrwał mnie z przyjemnego letargu, w który zapadłem na parapecie, tuż nad cieplutkim kaloryferem. Z trudem i niezadowoleniem rozchyliłem powieki by przyjrzeć się jej oraz cisnąć parę błyskawic, których i tak nie zauważyła. Pewnie w ogóle nie zdawała sobie sprawy z mojego istnienia. 
- Był zapowiedziany! Przecież to jest... - odparł jej blondyn stojący naprzeciw.
Darli się do siebie, jakby stali co najmniej po dwóch różnych stronach korytarza, więc jedyne co mogłem poradzić to wynieść się jak najdalej od ich królewskich obliczy. Ruszyłem na poszukiwania jakiegoś cichszego miejsca. Jak na złość nawet w bibliotece kręciło się zdecydowanie za dużo ludzi! Durne zastępstwa, okienka i inne srety tety. 
Postanowiłem zaszyć się gdzieś w kotłowni, gdzie było cicho, a to wielki kocioł w rogu zapewniał klimat niczym w tropikach. Pokonałem kilka stopni bez większych problemów, jednak później natrafiłem na przeszkodę w postaci ucznia siedzącego na schodach. Jak można się spodziewać szybko przeleciałem do przodu i przekoziołkowałem po schodach na dół. Naturalnie jedynie ja doznałem większego dyskomfortu, ponieważ zgrabnie ominąłem głowę zgarbionego chłopaka. Lądowanie było równie twarde jak koziołkowanie po tych paru ostatnich stopniach. Gdy już jednak się ono skończyło jęknąłem z bólu masując głową. Szybko podniosłem wzrok na białowłosego, którego wcześniej przeoczyłem. Wiele istotnych rzeczy zdarzało mi się przeoczyć. 
- Czyżbym spotkał anioła? - zapytałem, a moje usta rozciągnęły się w melancholijnym uśmiechu. 
Białowłosy zmierzył mnie nieprzychylnym spojrzeniem, może trafiłem w jakiś kruchy temat, a może po prostu wystraszyłem go nieco upadkiem, a teraz kiedy już zauważył, że nic mi nie jest nie zamierzał być miły? Kto go tam wiedział. Odwrócił ode mnie wzrok najwidoczniej chcąc szybko pogrążyć się w swoich rozmysłach, w końcu po co innego by tutaj schodził? Pojawiali się tam jedynie uczniowie chcący samotności. No, no, no, ale, ale! Niedoczekanie jego. Nie ma takiego rozmyślania na mojej zmianie. 
Kiedy już pozbierałem się z ziemi, dość szybko znalazłem się obok niego, stojąc kilka stopni niżej i nachylając się, by zrównać poziomami nasze twarze. 
- Hej, hej, hej! Nie zamierzasz się do mnie odzywać? - zapytałem. 
Ubrałem maskę nadąsania, żeby wyrazić dogłębnie moje niezadowolenie takim obrotem sytuacji. Jeśli już miałem mieć towarzysza na tym samozwańczym okienku to wolę uciąć sobie z nim pogawędkę, niż czekać aż wybuchnę przez narastającą, niezręczną ciszę. 

< Azi? :3>

Sakura Chizuya

"Uśmiechaj się, nawet wtedy kiedy chce ci się płakać. I tak ci nikt nie pomoże, przytuli, wesprze... musisz przeć na przód o własnych siłach..."

Sakura Chizuya 

 Neko, Sa-chan | 17 lat| Głos | Uważa, że jest człowiekiem. Gdyż tak było kiedyś. Teraz sama nie wie kim jest. Posiada oczy Bogini i miecz Demona. Wciąż szuka odpowiedzi na to kim ona tak naprawdę jest. Jeżeli wiesz to powiedz?! :)

Oczy, które dostała od bóstwa
Głos lub flet mogący zrobić wszystko czego zechcę
Demoniczny miecz, który potrafi zmienić swój kształt
_____________________________________________________
_________________________________________

“Samotność jest jak ogród, w którym dusza usycha, a kwiaty przestają pachnieć.”
(Historia) 
Dzień w którym na świat przychodzi dziecko, powinien być najszczęśliwszym dniem dla każdego rodzica. Jednak nie dla moich. Jak tylko się urodziłam zostałam oddana pod opiekę kościoła, w którym to zostałam poddana pod opiekę pewnego mężczyzny imieniem Hayato. Miał mnie wychować tak jakby wychowywał swoje własne dziecko. Problem w tym, że on całkowicie nie wiedział nic na temat dzieci. Sam ich nie miał, a oni dali mu za zadanie, aby mną się opiekować. Z tego co opowiadał mi Hayato, zawsze sprawiłam mu problemy, ale powiedział również to, że nie wie jakby jego życie wyglądało beze mnie. Nauczyłam się od swojego opiekuna, którego często nazwałam swoim "mistrzem" szermierki, walki różnymi broniami i walki wręcz. Po treningu, zawsze przychodził czas na przyjemności. Zawsze wstawałam z uśmiechem. Mój mistrz Hayato pozwolił mi również założyć swój mały ogródek, który to razem pielęgnowaliśmy. Bardziej ja niż on, bo on zajmował się tylko i wyłącznie drzewem wiśni.

Hayato nazwał mnie Sakura i posadził koło naszego domu drzewo wiśni Sakury. Z jednej z historii Hayato, opowiedział mi o tym dlaczego nazwał mnie Sakura. W moje jedenaste urodziny mieliśmy się oboje wybrać poza las i góry, w których znajdowała się nasza mała chatka. Nie mogłam się doczekać wprost tego dnia!
Jednak dzień przed moimi urodzinami, naszą chatkę zaatakowali pewni ludzie. Hayato mnie obraniał i też tak zrobił, przepłacił jednak to życiem. Podeszłam do niego. Chwyciłam go za rękę, a łzy z oczu nie chciały przestać mi lecieć. Słowa jakie wydobył z siebie na sam koniec, zapamiętałam je. "Pamiętaj, żeby bronić słabszych, zawsze iść naprzód, nie poddawaj się, pamiętaj kim jesteś i nie daj się nigdy złamać. Kocham ciebie córeczko, tak więc nie zapomnij o mnie" jego oczy się zamknęły, a jego twarz wyglądała jakby spał z uśmiechem na twarzy. Cały czas byłam przy nim, do czasu jak ktoś inny z kościoła nie przyszedł.
Pojechałam wraz z nimi, a pewna kobieta, która jechała ze mną, podarowała mi pudełko zawinięte kokardą. Otworzyłam je, a w nim znajdował się wachlarz, szpilka do włosów i zdjęcie Hayato ze mną. Moje życie zmieniło się. Cały czas przeżywałam z zakonnicami lub księżmi. Niby dbali o mnie, ale ja wciąż czułam smutek. Nie miałam już swojego ogródka, drzewko o które tak dbał Hayato również nie było, jak i samego Hayato, który mnie uczył i obdarowywał mnie miłością zniknął. Wszystko to co było dla mnie rozpłynęło się w jedną noc. Zapamiętałam słowa Hayato i szłam zawsze przed siebie. W wieku trzynastu lat dostałam miecz, który to należał niegdyś do jednego z demonów. Może i miała jedną najpotężniejszych broni, ale niósł się również z tym konsekwencje...
Uciekłam z zakonu jak tylko ukończyła czternaście lat...

" Każda twarz może mieć na sobie tyle masek ile istnieje ich na świecie..."
(Charakter) 
Sakura jest miłą i przyjacielską dziewczyną. Ta dziewczyna należy do dziewczyn, które cały czas by się uśmiechały. Gdy coś się jej nie podoba podchodzi do tej osoby i wali prosto z mostu. Wreszcie nie poznaje się książki po okładce, czy jak tam było to przysłowie. Osoby które rozmawiały na jej temat nie przeszkadzały jej. Przechodziła koło nich z uniesioną głową. Kocha się bawić z innymi jak i im pomagać. W dodatku wplątuje się często w kłopoty.
Nie przejdzie obojętnie obok osoby która głoduje czy jak dziecko jest smutne lub płacze. Widząc jakieś słodkie zwierzątko, nie może się oprzeć i musi je pogłaskać. Chociaż jakby to był jakiś dziki wilk. O dziwo zwierzęta się jej nie boją. Gdy buja w obłokach jej kłopoty zwiększają się o sto procent i to na bank. Smutki i złość odstawia na bok, zupełnie tak samo jak jej kłopoty. Woli się uśmiechać i udawać, że jest wszystko w porządku niż jakby miała się komu kolwiek żalić. Zawsze stawia na pierwszym miejscu osoby którym zaufała, obiecała lub na kogoś komu jej bardzo zależy. Jednak to czego by nie zrobiła to by się nie kłóciła. Stara się uciekać i nie stawać po czyjejś stronie. W takie sprawy nie miesza się i unika ich.
Zawsze podejmie się jakiegoś ryzykownego wyzwania. Pomimo tego, że jest taka odważna to ma ogromne problemy, żeby się z kimś zaprzyjaźnić. Co prawda Sakura jest rozsądna, ale popełnia czasami bezmyślne błędy, z czego są czasami dość poważne konsekwencje. Troskliwa o wszytko i wszystkich. Nie zostawi nikogo w potrzebie. Jeżeli ma złe dni to potrafi być złośliwa i bezczelna, ale próbuje nad tym panować i mało kiedy jej się to zdarza, mówiąc szczerze prawie nigdy. Słabym, a może i największym punktem Sakury jest jej upierdliwość i dążenie do tego co sobie postanowi. Zawsze wszystko robi starannie.

" Kolor oczu nie określa tylko ich piękna, ale i też kolor aury..."
(Oczy od Bogini - zarys mocy) 
Wędrując przez góry, których to nazwy nawet nie znałam. Moja katana była blisko mnie tuż pod płaszczem, aby nikt jej nie rozpoznał. Stając na samym szczycie góry zobaczyłam wspaniały zachód słońca. Weszłam na sam szczyt tylko po to, aby zobaczyć ten zachód słońca o którym to kiedyś wspominał mi Hayato. Zaczęłam schodzić z góry jak tylko niebo przybrało barwę ciemnego granatu, a jasne gwiazdy pokazały swój piękny blask. Niebo było dzisiaj przepiękne w dodatku świerszcze dzisiaj przepiękne grały, a latające świetliki wyglądały jakby tańczyły. Na mojej drodze stanęła pewna kobieta, który nie wyglądała na człowieka. "Dziecko, które nie zna swoich rodziców, straciło najbliższą osobę, zasługuje na coś ode mnie. Jako iż niedługo mój czas się skończy, podaruje ci moje oczy, które posiadają wielką moc jak tylko zagrasz na flecie lub zaśpiewasz. Dzięki temu możesz stać się kimś o wiele lepszym" nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż zasnęłam. Obudziłam się, gdy ptaki zaczęły poranny śpiew. Niby nic się nie zmieniło, bo tylko spałam, ale coś mi nie grało. Znalazłam rzeczkę. Przeglądając się w tafli wodzie zauważyłam, że moje oczy z koloru błękitnego zamieniły się na gwiaździste niebo. Jednak były one tylko przez chwilę, wróciły one jednak do mojego prawdziwego koloru, błękitnego.
Znaczenie słów kobiet, której spotkałam na tamtej górze zrozumiałam, jak tylko zaczęłam śpiewać, podczas śpiewania wyobraziłam sobie ptaki które to widziałam ostatnio. One pojawiły się koło mnie, a moje oczy zmieniły kolor na zielone.

W zależności od tego o czym sobie pomyślałam podczas śpiewania, kolor oczu mi się zmieniał. Przybierały one kolor gwieździstego nieba, zielone, różowe oraz dwukolorowe czyli jedno oko było koloru złotego, a drugie zielone (bywało zazwyczaj to wtedy kiedy miało to coś związek z czasem)



" Posiadanie mocy i wyróżnianie się nie jest czymś zły. Pamiętaj, że powinieneś zawsze wiedzieć kim jesteś i dlaczego to robisz..."
(Opis mocy miecza)
Oczy jakie zyskała od Bogini w górach ujawniają swoją moc jak dziewczyna zacznie śpiewać i wyobrazi sobie to czego chce. Jej oczy wtedy zmieniają kolor. To jest moc oczu natomiast jej demoniczny miecz Murasame posiada całkowicie inną moc. Zupełnie przeciwną od mocy oczu. Wyciągając go z pochwy jej siła ataku tylko się zwiększy. Natomiast, gdy napisze na nim swoja krwią pewien wyraz przemieni się coś na wzór demona. Wyrosną jej rogi, a do okoła będą się pojawiać kwiaty wiśni. Tam gdzie postawi swoją nogę pojawią się biały kwiaty, różnego gatunku. Jednak, gdy kogoś zrani lub zabije, kwiaty zabarwią się na czerwono i czarno.
"Miecz nie służy do zabijania, a do ochrony słabszych.Pięści nie służą do pobicia kogoś, a ochrony samego siebie"
(Opis postaci) 

Idąc przez uliczkę, która nie słynęła do tych najlepszych i najbezpieczniejszych, zdjęłam kaptur z głowy. Moje długie różowe włosy uwolniłam z objęć kaptura i rozwiały się na wietrze. Opadł na moje plecy, a końce włosów sięgały mi, aż do kolan. Były one trochę uprzykrzające, ale nie miałam serca, aby ich ściąć. Moim błękitnym oczom przykuła uwaga grupki chłopaków, którzy to cały czas się na mnie patrzeli. Miałam tylko nadzieję, że nie wynikną z tego żadne problemy. Miecz był schowany pod czarną peleryną. Będąc prawie ku celu, miałam na myśli swojego ulubionego baru, gdzie zawsze zdobyłam jakieś ciekawe informacje, grupka chłopaków mnie otoczyła. "Wiedziałam!" - powiedziałam do siebie trochę zirytowana.
- Taka ślicznotka jak ty nie powinna się błąkać po takich uliczkach! - powiedział jeden z mężczyzn. Był to najprawdopodobniej ich szef.
- Co widzisz we mnie ślicznego? - spytałam się, szukając jakiej luk, aby się stamtąd wyrwać.
- Twoje lekko pofalowane, piękne jasno-różowe włosy, które są długie, aż do kolan i mienią się swym blaskiem do światła, aż modlą się o to, aby ktoś je przeczesał palcami. W dodatku twoje piękne oczy przyozdobione wachlarzami rzęs podkreślające twoją niewinność i bezbronność. A drobny nos pod którym znajdują się twoje jasno-różowe usta chcą, aby ktoś je pocałował... - jego wypowiedź była obrzydzająca. Musiałam jakoś to znieść bo nie chciałam się plątać w bułkę i im coś przypadkiem zrobić. Miałam tylko nadzieję, że on już przestanie gadać, ale on kontynuował swoją wypowiedź.
-... Twoją sylwetka jest smukła, a twoje kobiece walory są pokaźne, choć jesteś niska. W dodatku ta bluzka podkreśla je bardzo dokładnie... - słysząc to, zażenowałam się i nie wytrzymałam jak dwójka z nich podeszła blisko mnie, w dodatku chwycili mnie za ręce.
Chciałam tego ominąć, ale trzeba było użyć swoich pięści, aby więcej nie oceniali dziewczyn tylko po ich wyglądzie i ciuchach.
- Zadziorny z ciebie kotek - powiedział mi prosto w oczy. - Ale, żebyś miała miecz. Ty naprawdę jesteś niebezpieczna...
- Szefie czy ona nie jest przypadkiem ta zamaskowaną dziewczyna co obrania słabszych?! - powiedział jeden z nich, a oni zaczęli między sobą dyskutować. Prawie już odeszłam, gdy jeden z nich zauważył mnie. Ostatecznie obroniłam siebie, a oni uciekli. Weszłam do swojego ulubionego baru, a mężczyzna stojący za lada mnie rozpoznał. Jak tylko usiadłam dostałam od raz filiżankę mojej ulubionej kawy.

_________________________________________________________
_________________________________________
(Inne)

Zwierzęta | Rośliny | Fotografia | Czytanie książek | Astronomia | Gra na instrumentach | Kocha jak ktoś ją gładzi po głowie | Kocha patrzeć na pioruny oraz spacerować w deszczu | Uwielbia gotować, a najbardziej piec | Kocha słodycze | Noce spacery | Spanie | Uwielbia czuć wiatr we włosach więc ma motor sportowy i chopera | Nienawidzi zapachu papierosów | Demoniczny miecz Murasame | Maska lisa, gdy z kimś walczy, a na co dzień wystarczy jej kaptur | Bez słuchawek ani rusz | Chwyta się każdej możliwej roboty

Ally Smietin

"Czas, im bardziej jest pusty, tym szybciej płynie.Życie pozbawione znaczenia przemyka obok,jak pociąg niezatrzymujący się na stacji."


Ally Smietin 
 
  • Dusza przeklęta,która nie zaznała  spokoju 
  •  Duch dziewczynki zamknięty w kieszonkowym zegarku 

 KICIA 100 <-- kontakt na howrse.pl




'' Wiara i rozum są jak dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się ku kontemplacji prawdy.'' 


( Aparycja: )

All przestawia się jako śliczna, blada, szczupła, osiemnastoletnia  dziewczyna  średniego wzrostu o brzoskwiniowych ustach, małym słodkim nosku , intensywnych błękitnych oczach  przez które przechodzi złota obręcz, dookoła jej źrenicy, które  przyozdabiają je grube wachlarze rzęsa i zadbanych grubych i lekko pofalowane, w kolorze  blond sięgające jej do pasa włosy, które zazwyczaj ma rozpuszczone. Po prostu urocza z niej księżniczka, jednak do przeklęty duch, który potrafi zamaskować swój prawdziwy przerażający wygląd, który można zobaczyć przed swoją śmiercią, gdy się złamie jej jedyną zasadę, wtedy  wygląda jak  zakrwawione monstrum bez oczów, przeszytymi ustami , maskami i ranami...


( Moce: )

 ~ Spełnianie życzeń
~ Przechodzenie przed ścianę 
~ Opętywanie 
~ Latanie 
~ Znikanie 
A reszta to tajemnica...  

( Głos:)





  
'' Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.''

 (Charakter) 
  Ally jest bardzo specyficzną osobą. W dawnych latach życia była inna, teraz stara się zmienić. Hmm... Zacznijmy od tego, jaka była kiedyś: Dziewczyna  nie odzywała się do prawie nikogo. Nie potrafiła rozmawiać z ludźmi, w sumie teraz też ma z tym problem. Była bardzo zamknięta w sobie. Jej rodzice zawsze mówili jej, że jest najlepsza, najważniejsza i w ogóle naj, przez co taką się uważała. Dlatego nie szanowała ludzi i traktowała ich jak niepotrzebne zabawki!  Była  po prostu chamska, okrutna,lodowata, rozpieszczona, wredna... Los ją ukarał, wiec dlatego teraz , po wszystkim co przeżyła,  się zmieniła i z rozpieszczonej zołz, stała się  uprzejmą, spokojną, delikatną, odważną, lekko smutną, tajemniczą, zamyśloną, pomocną dziewczynką, z manierami, która do każdego odnosi się z kulturą, jednak pamiętajmy to przeklęty duch może taką słodką udawać żeby odpokutować zło, które wyrządziła z żywota, wiec się nie zdziwcie że jej charakter zamieni się w sto-osiemdziesiąt stopni i stanie się czystym złem !





  ''Mówią, że czas leczy rany, ale to nie oznacza, że znika przyczyna smutku. A u mnie rana jest codziennie świeższa''





 (Historia )
 Czasami wszystko pryska w ciągu kilku sekund. Tracisz wszystko co kochasz, przez to cierpisz i wpadasz w obłęd, który wiele cię kosztuje.  Przez wiele złych grzechów które popełniłaś straciłaś cały majątek, rodzinę  i umysł, przez to straciłaś życie, a twoja dysza nie znała spokoju, przez ukaranie ją i zamknięcie w zegarku na pokutę dla niej !  Tyle wiadomo o Ally. Która nigdy nie wyjawia swojej historii, która jest dla niej strasznie bolesna . 


 









 Zainteresowania: 
~ Uwielbia co noc oglądać gwiazdy na niebie
~ Lubi śpiewać lub nucić w dobrym humorze
~ Uwielbia Czytać i tańczyć  oraz dźwięk zegarka, lecz resztę zam się musisz dowiedzieć co Ally jeszcze lubi :)...


"Przyjaciele nie istnieją...

...Są tylko ludzie, którzy mają miejsce w twoim sercu."
David Royson | 18 lat | 04.07 | Mężczyzna | Tryton (Syrena)
Pandemonium. <-- kontakt na howrse.pl (ta kropka to NIE brud na ekranie)
"To nie ludzie są straszni, tylko ich czyny."
(CHARAKTER)
Można go opisywać trzema słowami: spokojny, ciekawski i wesoły. Od dziecka się nie zmieniał, zawsze był oceanem spokoju. Potrafił komuś tłumaczyć coś godzinami, a sam nigdy nie tracił cierpliwości. Wiele razy się zdarzyło, ze to prędzej druga osoba się poddała, niż on. Jest bardzo uparty i najczęściej musi postawić na swoim, ale zawsze to on musi mieć ostatnie zdanie. To nie jest żadna wredność, po prostu jest strasznie uparty. Co za tym idzie? Dążenie do każdej tajemnicy. Należy do jednym z najbardziej ciekawskich osób na świecie, co jest tez jego wadą - lubi się w końcu przysłuchiwać rozmowom innym i wiedzieć wszystko na każdy temat. Tyle dobrego, że nie jest pleciugą i bardzo szanuje czyjeś tajemnice. Nie wyobraża sobie wygadania się w czyjeś sprawie. Woli oberwać, ale trzymać się tego, że nic nie wie. Albo ewentualnie skłamać. Jest świetnym kłamcą, jego ton głosu i mimika zawsze świetnie pasują do danej sytuacji. Już nie raz się spotkał z twierdzeniem, że powinien zostać aktorem, ale nie lubi teatru i takich tam innych rzeczy. Do tego nie przepada za tym, woli mówić prawdę, być ze wszystkimi szczery. Niestety czasem jest nawet za bardzo szczery - kiedy nie widzi żadnego zagrożenia czy przeszkody, mówi bez namysłu, czym często obraża kogoś. Co ciekawsze, chłopak zauważa tyle samo zalet, co wad i o wszystkim mówi, jeśli musi lub chcę - ale nie zaprzeczajmy, że czasem samo mu się wymsknie. Kiedyś przypadkowo nazwał pewną dziewczynę dz*wkę, ponieważ miała tak bardzo wyzywająca sukienkę, a miało to być eleganckie spotkanie artystów - często włazi gdzie nie może i albo po jakimś czasie sam znika, albo siedzi do samego końca, aż samo się wyda, że coś nie gra. Tyle, że nim skapną się, iż jest oszustem, znika bez śladu. Trzeba zaznaczyć, iż jest to bardzo wesoły i miły chłopak. Lubi poznawać nowych ludzi. Bardzo towarzyski, kocha chodzić na różne bale, imprezy, czy nawet do zwykłego baru, kawiarenki. Łatwo znajdują z kimś rozmowę, chociaż są wyjątki, z którymi idzie mu ciężej. Pomimo tego wszystkiego, bardzo trudno się do kogoś przywiązuje, a gdy już to się stanie, bardzo cierpi po stracie tejże osoby. Nie potrafi potem o niej zapomnieć, dlatego wzbrania się od dłuższych przyjaźni, aby nie cierpieć - już nie raz przez to przechodził. Bardzo nie ufny, chociaż tego nie ukazuje. Zawsze ma coś miłego do powiedzenia, ale nie należy się potem dziwić, jeśli palnie coś przykrego. Pomocny i bezinteresowny; nie wstydzi się takich rzeczy. Uczciwy, kiedy coś pożycza, koniecznie musi oddać, a gdy obiecuje, koniecznie musi dotrzymać słowa. Musieli by go obrywać ze skóry, aby złamał jakąś obietnicę - chociaż nawet i to by nie pomogło. Nie potrafi patrzeć na żadne cierpienie. Niektórzy sądzą, że jest słaby, bo szybko się wzrusza i ma bardzo miękkie serce - otóż to prawda, ale nie po to uczył się walki wody, aby nic nie robić i płakać w poduszkę. Mimo, iż nigdy się nie mścił, potrafi obronić siebie i odgryźć się - chociaż robi to rzadko. Woli milczeć, bo wie, że czasem słowa bolą bardziej niż czyny. 
"Woda, to nasz dom. Bez niego nie możemy istnieć."
(ŻYWIOŁ)
Nie trudno jest się domyślić, że jako tryton panuję nad wodą. Od dzieciństwa uczył się podstawowych rzeczy jak unoszenie i opadanie wody. Potem doszła walka, tworząc różne zdroje, miecze, czy nawet zwykłe macki z wody. Jako 18-latek jest mistrzem tego rodzaju walki. Uczył go ojciec, którego złowili rybacy i zabili, kiedy David miał 14 lat. Matka uczyła go sztuki leczenia, której nie do końca opanował. Poprzez naniesienie wody na ranę potrafi wyleczyć oparzenia, małe rany cięte czy inne takie niegroźne rany. Niestety do dziś nie potrafi sobie poradzić z głębszymi, zagrażającymi życiu. Marzy, aby kiedyś jak jego brat Colin, opanować sztukę transformacji; zamieniania się w morskie zwierzęta. Jak na razie David w żadnym procencie tego nie umie, chociaż raz udało mu się przemienić w rekina - przypadkowo i pechowo, kiedy to nastraszył wszystkie syreny i chciały go wygonić w głąb morza, a chłopak nie potrafił się przemienić. Dziwnym trafem przez samą granicą mu się to udało. Jako dziecko widział, jak jego ojciec tworzy potężne wiry i falę, aby zmieść z powierzchni wody statki rybackie, które polowały na syreny. Tylko raz widział takie przedstawienie, ale czuję, że w dalekiej przyszłości i on tak będzie umiał. 
"Syreny są piękne, aby przyciągać żeglarzy."
(APARYCJA)
Mierzy on nie cały metr osiemdziesiąt, chociaż jako tryton dzięki ogonowi, który jest dłuższy on ludzkich nóg, dochodzi mu dziesięć centymetrów. Ma puszyste kruczoczarne włosy, krótkie z dłuższą grzywką, która zawsze opada mu na twarz. Często ją spina spinką, gdy przeszkadza mu np. w czytaniu. Układają się jak chcą, w nie ład, który bardzo mu pasuje. W czarnych oczach iskrzą się gwiazdy - bynajmniej tak się wydaje. Ciągle się świecą, dlatego też wielu ludzi nie może oderwać wzroku od jego oczu. Nad nimi znajdują się cienkie kreski zwanymi brwiami, a malutki nosek i usteczka dodają mu nieco dziecięcego jak i młodego wyglądu. Ma pewien kompleks - nie lubi swoich uszu. Nieco sterczą, przez co wygląda jak słoń. Dlatego też zawsze są one przykryte włosami. Jest chudy, ale ma wyrzeźbione ciało - może nie za mocno, ale rysy widać na pierwszy rzut oka. Dlatego też słaby nie jest. Ma delikatne dłonie przez brak ciężkiej pracy i ciągły kontakt z wodą. Obojczyki są widoczne. Ma nieco bladą cerę, ale gładką skórę pozbawioną jakichkolwiek zadrapań czy blizn, nie licząc dwóch pieprzyków na plecach, które wyglądają jak ugryzienie wampira. Jako tryton zamiast nóg posiada długi błękitny ogon. Ogółem w ludzkim świecie ubiera jeansy, białe koszulki i jakieś bluzy, czasem coś innego. Wiecznie nosi zwykłe trampki. 
"W wodzie żyje, więc po co mi ląd?"
(ZAINTERESOWANIA)
Na pierwszym miejscu stawia wodę i pływanie - w końcu to jego życie. Czuje się w niej jak ryba, jest to jego żywioł (nawet dosłownie). Uwielbia przebywać w niej godzinami, bawić się z morskimi stworzeniami, rozmawiać ze swoim gatunkiem, ale najbardziej to kocha pływać na dnie oceanu, gdzie znajdują się piękne koralowce. Mimo, iż jest trytonem, to ma inne zainteresowania, niż sama woda. W końcu po to ma nogi, prawda? W ludzkim świecie bardzo spodobały mu się różne typy rozrywek, jak wesołe miasteczka, kręgle, kina, czy nawet zwykłe kawiarnie. Każdego dnia uczy się czegoś nowego, chce poznać ludzki świat tak samo, jak zna wodny. Dlatego też czyta dużo książek na temat miasta i innych atrakcji. No właśnie, pewnego dnia odwiedził bibliotekę i wręcz pokochał to, co oferowała - czyli książki. Uwielbia każdy gatunek, rodzaj, mógłby czytać książki godzinami, a gdyby to byłoby możliwe, to nawet pod wodą. Oczywiście zakochał się w przygodowych książkach z paranormalną fabułą, gdzie istnieje mały wątek miłosny. Takie czyta najczęściej. Spodobały mu się filmy przygodowe, a horrorów znienawidził - nie wyobraża sobie oglądanie tego okropieństwa samemu. Bardzo spodobały mu się łyżwy, kiedy tylko ma okazję korzysta z niej i jeździ ile może.
"Jest tak blisko, a wydaje się być tak daleko"
(INNE)
  • Ma uczulenie na pomarańcze i orzechy;
  • Jako syrena ma przepiękny głos, który może zahipnotyzować słuchacza; dlatego go nie używa. W końcu syreny korzystają z niego, gdy chcą się posilić jakimiś marynarzami;
  • Należy do tych syren, które nie zjadają ludzi;
  • Jego ulubiony kolor to czerwony;
  • Bardzo polubił ptaki;
  • Panicznie boi się pająków, igieł i lam (tak, lam); najpierw piszczy jak dziewczyna, a potem nie potrafi się pozbierać przez najbliższą godzinę;
  • Jego ojciec nie żyje (złowiony i zabity przez rybaków), matka zaginęła (podczas jednego spaceru ślad po niej zaginął), został mu tylko starszy brat Colin, który go nie cierpi, przez obcowanie z ludźmi; 
  • Boi się wypływać głębiej, niż jest granica królestwa syren; mimo, iż woda to jego dom, wie, co czai się po za granicami, w najciemniejszych głębinach. Nigdy w życiu tam nie popłynie; 
  • Pokochał czekoladę z miętą.

Jestem pyszny wobec ludzi, bo to węże, gotowe ukąsić każdego, kto ich przerasta o głowę, lecz nie depcze.

Godność: Vladimir Sadow (Vlad)

Rasa: Można go uznawać za demona, lub coś pochodzącego od Lamii, nawet w pewien sposób za herosa, jednak nie jest do końca niczym z powyżej wymienionych. By rozstrzygnąć ten spór trzeba przejrzeć jego genealogie.

Wiek: Podaje 17, wygląda na 15, a ile ma na prawdę? Alkohol na dowód by kupił!
Kontakt: - lucasmoonlight23@gmail.com
- karolina230301
- Mogę dodać na fb na pw

Charakter: Pierwsze spotkanie z tą uroczą istotą może zakończyć się wielką konsternacją. Brunet i wygląda na słodkiego chłopczyka, jednak jest bardzo bezpośredni. Vlad to osoba wiecznie uśmiechnięta i wesoła, przy osobach, które go zauważają także bardzo energiczna, niczym mała pchełka. Jest miły i uprzejmy, nie zawsze szczerze. Łatwo wpasowuje się w nowe sytuacje, pomijając momenty, kiedy jest w centrum uwagi, wtedy wydaje się co najmniej zagubiony. Nie należy do osób honorowych, nie należy do osób odważnych, rzadko zdarza mu się mieć kaprys na rywalizacje z kimś, jest pacyfistą z wyboru. Lubi manipulować innymi, sprawdzać ich, często mówi lub robi coś, co jest całkowicie sprzeczne z jego naturą lub przekonaniami. To zdanie podważa dobre intencje jego zachowania wobec większości otaczającego go społeczeństwa. Ciężko wyprowadzić go z równowagi, ale gdy już się to stanie zmienia się nie do poznania. Twarz przybiera kamiennego wyrazu, a wesołe iskierki w jego oczach zastępuje ostrzegawczy błysk. Bywa, że bierze rzeczy zbyt dosłownie, przekręca ich znaczenie, lub łączy ze sobą kilka języków. Nie za dobrze przychodzi mu wyczucie sarkazmu czy ironii, jeśli nie jest dobrze widoczna, jednak zazwyczaj po prostu ją ignoruje. Dosłownie słyszy to co chce słyszeć.

Aparycja:
Sadow jest osobą, którą z reguły bardzo łatwo przeoczyć, lubi żyć w cieniu innych, więc często jest mu to na rękę. Kiedy jednak już zauważysz się dwoje przenikliwych oczu wpatrujących się aż w głąb twojej duszy, szybko się zorientujesz, że mają one także właściciela! Kolejny ukazuje ci się wesoły uśmiech na bladej twarzy, po której widać, że właściciel raczej nie uznaje czegoś takiego jak działanie promieni UV. Wykrzywienie ust zwane uśmiechem czasem zajeżdża pod drobny, dziecinny nosek. Całą tą "przemiłą" twarz otulają ciemne kosmyki, kolorem prawie podchodzące pod czerń. Vlad jest zdecydowanie zaliczany do drobnych osób, mimo że nie jest jakoś specjalnie wysportowany, chodzi tu raczej o jego wagę. Rozwiewając wątpliwości - jest ona w normie. Mierzy przeciętne 170 cm, co jeszcze bardziej pozwala mu się wtopić w tło.

Trochę o pochodzeniu i Rasie: Vladimir urodził się w Rosji sto lat temu, jako syn Lamii zamieszkującej w Rosji i amerykańskiego bokora, przyjezdnego z Luizjany. Jego ojciec był bardzo znany w kręgach swojej wiary jako nieślubny syn Damballaha, czyli boga-węża.

Opis uzdolnień:
Potrafi przyzwać cienie wyglądem przypominające różne gady, najprostsze są dla niego węże. Lewitacja nie jest dla niego problemem, podobnie jak zmiana formy w demona lub węża. Jego krew jest trująca. Posiada zdolność kontrolowania większości gadów i porozumiewania się z nimi. Kiedy zdobędzie dostatecznie dużo energii może "zmienić skórę", w tym w całości swój wygląd. Ma bardzo wyczulony węch i smak. Jego źrenice mogą się dowolnie zwężać i rozszerzać w zależności od ilości światła.

Inne informacje:
- Jest w pewien sposób zmiennocieplny, jednak w dużo mniejszym stopniu niż większość gadów, poniżej 18 mu za zimno, powyżej 25 za gorąco. Często na to narzeka. 
W demonicznej formie
- Nie gustuje w owocach i warzywach, za to uwielbia słodycze i kofeinę, dużo kofeiny. Stałym elementem jego diety jest mięso. 
- Fascynują go uczucia ludzkie, z których posiada tylko część, a część stara się naśladować.
- Nie ma prawa jazdy, nie miał i nie będzie miał, dlatego zostaje mu autobus, metro, nogi, skrzydła lub lewitacja(bardzo przydatna gdy zepsuje się winda).
- Zwierzęta niezbyt go lubią, a wręcz boją się go, wyjątkiem są gady, które wręcz do niego lgną.
- Jest dość dużym pechowcem, jednak jego szczęście jakby kumuluje się w kryzysowych momentach.
- Uczy się na profilu mat-fiz, zmieniał jednak parę razy profile, uczęszcza do szkoły by badać innych, nie by się uczyć, więc często chodzi w kratkę. 
- Nie ma specjalnych uzależnień, alkoholem nie pogardzi, dym za to bardzo go irytuje, gdyż oddziałuje na jego wrażliwe nozdrza. 
- Jego hobby to głównie szukanie wymówek od prac, które musi zrobić, wykorzystywanie innych i kreskówki. 
- Lubi wodę i pływanie, ale raczej nie praktykuje tego przy innych.
Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Art1 Art2 Art3 Art4 Art5 Texture1 Texture2