sobota, 28 października 2017

Od Vlada c.d. Augusta

Powiedzieć by można, że tego dnia wstałem z łóżka lewą nogą, ale to nie była do końca prawda. Tak naprawdę to wyleciałem z niego jak poparzony widząc godzinę, która widniała na zegarze. Budzik znowu nie zadzwonił, a nawet jeśli zadzwonił nie zdołał mnie obudzić. Ubranie się i zgarnięcie najważniejszych rzeczy zajęło mi tylko kilka minut, jednak byłem pewien, że nie zdążę na pierwszą lekcje. Niestety zaczynałem tego dnia na siódmą, a było za dziesięć. Zamknąłem mieszkanie, zbiegłem po schodach w dół, a po chwili już byłem na przystanku. 
Zwolniłem zadowolony widząc autobus, w końcu byłem już kilka metrów od niego. Kiedy miałem wrażenie, że wyrobię się na drugą lekcję, drzwi autobusu zamknęły mi się przed nosem, a ja uderzyłem w nie twarzą. Co za sierota nie? Skrzywiłem się i rozmasowałem bolący policzek. Patrzyłem chwilę jak znika za zakrętem, po czym po prostu odwróciłem się by sprawdzić odjazd następnego. Godzina? Super. - pomyślałem i ruszyłem w drogę powrotną do domu. 
Nie było tego złego co by na dobre nie wyszło. Zdążyłem wziąć prysznic, założyć ubrania, w których nie wyglądałem jak pajac i nawet wziąć wszystkie książki. Na odchodnym nie zapomniałem zabrać słuchawek, które w autobusie były całkowicie niezbędne. Nienawidziłem podludzi, którzy puszczali muzykę na cały pojazd, lub gadali o tym, co im się potwornego nie stało, oczywiście tak by wszyscy słyszeli.
Tym razem musiałem czekać prawie dwadzieścia minut, bo jak na złość spóźnił się i to całkiem sporo. Wsiadłem zrezygnowany. Zająłem jedno z niewielu wolnych miejsc, a następnie czym prędzej wcisnąłem słuchawki do uszu. Odpaliłem pierwszą z piosenek, która wpadła mi pod palec. Tym razem było to Sin Shake Sin - Can't Go To Hell. Nie był to super popularny utwór, po prostu coś na co wpadłem przeglądając sieć. Nawet nie spostrzegłem, jak głowa zsunęła mi się na okno.
Obudził mnie dopiero dotyk na ramieniu. Podniosłem nieprzytomny wzrok, a moim oczom ukazał się jakiś mężczyzna. Wysunąłem słuchawki z uszu. Muzyka była już gdzieś w okolicach litery "A", co oznaczało, że minęło dość sporo czasu. 
- Kontrola biletów - zakomunikował młody brunet w długim czarnym płaszczu. 
Pokiwałem głową na znak, że łapie o co chodzi, po czym wziąłem się za szukanie portfela, w którym  znajdował się wcześniej wspomniany bilet. Poddałem się dopiero po paru minutach, kiedy kanar mroził mnie już wzrokiem. 
- Obawiam się, że zapomniałem portfela - wybąkałem nieco zawstydzony tym, że kazałem mu tak długo czekać, tylko po to by nic nie znaleźć. 
- Rozumiem, że oznacza to brak biletu, w takim razie poproszę dowód tożsamości, będzie mandat - odparł z ledwie słyszalną satysfakcją w głosie. 
Zapiąłem plecak i podrapałem się po karku nie wiedząc do końca jak go oświecić, że dokumenty także noszę w tym samym portfelu. 
- No właśnie...  oznacza to także brak dokumentów - powiedziałem niepewnie.
Zauważyłem jak jego uśmiech się poszerza i w tej chwili naprawdę zastanawiałem się, czy w tej pracy są jedynie ludzie bez duszy. 
- W takim razie będę zmuszony zadzwonić na policję - odparł przybierając kamienny wyraz twarzy. 
Moje prośby, a nawet próby przekupienia spełzły na niczym, przez co na przystanku bliskim mojej szkole wystrzeliłem z pojazdu i ruszyłem biegiem w kierunku placówki edukacji. Jeszcze czego! Pomijając już spóźnienie, to nie miałem najmniejszej ochoty spędzać co najmniej godziny w oczekiwaniu na służby porządkowe z tym pajacem. Na szczęście on się tego nie spodziewał, a jego czas reakcji było zdecydowanie za długi, by mógł mnie dogonić. Szybko zniknąłem mu za zakrętem. 
Tym sposobem zdążyłem na trzecią lekcje z niewielkim spóźnieniem. Udało mi się nie zarobić żadnej oceny, która moim zdaniem byłaby negatywna i po upływie tych trzydziestu pięciu minut mogłem iść na jeden z moich bardziej znienawidzonych przedmiotów, jakim była historia. Do naszego nauczyciela tego przedmiotu bardziej pasowało miano "histeryka". Potrafił czepiać się prawie o wszystko. W czasie dwudziestominutowej przerwy skombinowałem sobie śniadanie i kawę, czyli jeden z najważniejszych punków mojego dnia był odhaczony. 
Stałem pod klasą czekając na nadejście nauczyciela. Każda minuta jego spóźnienia była dla mnie czymś pięknym. Oczywiście, kiedy zbliżył się do naszej klasy jakiś facet w głupawym przebraniu nie myślałem, że jest to nauczyciel, jednak gdy przywitał nas z względnym entuzjazmem i zaprosił do środka, okazało się, że to on. Lepsze było to niż ten, którego musiałem widywać trzy razy w tygodniu przez ostatnie dwa lata. Było to zdecydowanie za dużo jak dla mnie.
Wyłączyłem się zaraz po tym jak usprawiedliwił swój strój. Nie miałem zamiaru ukrywać, że ani lekcja, ani on nic mnie nie interesują, przynajmniej póki co. Kolejna lekcja z nauczycielem, który ma mnie w dupie była czymś pięknym. Żadnych głupich pytań, zwracania na mnie niepotrzebnej uwagi i tego typu odruchów. 
Oczywiście dzień byłby zbyt piękny, gdyby dwóch lub więcej nauczycieli mnie nie zauważyło. Najpierw prawie rozwaliłem zamek w plecaku, byłby to już trzeci w tym miesiącu, a potem nie chcąc wyjść jako ostatni zbyt szybko ruszyłem w kierunku wyjścia. Nie ukrywam, nie należę do najszczęśliwszych osób, jednak potykanie się o próg to wyczyn nawet dla mnie. Kiedy już przygotowałem się na twarde lądowanie, które moim zdaniem było nieuniknione poczułem szarpnięcie, a następnie ktoś sprawnym ruchem postawił mnie znowu do pionu. Zerknąłem najpierw na dłoń, która spoczywała teraz na moim ramieniu, a później na jej właściciela, którym okazał się ten pseudo nauczyciel. 
- W porządku? - zapytał przyglądając mi się badawczo. 
Uśmiechnąłem się do niego, jak nakazywały zasady dobrego zachowania w społeczeństwie i pokiwałem głową. 
- Tak, tak, спасибо* - odparłem odwracając się przodem do niego. 
Miałem zamiar jak najszybciej stamtąd zwiać na następną lekcję. Moje nieszczęście polegało na tym, że jak już ktoś mnie raz zauważył to za szybko się odczepić nie chciał. Podświadomie liczyłem na to, że w tym przypadku będzie inaczej. 
- нет проблем** - odpowiedział wesoło profesor Kershaw. 
Udało mi się jakimś cudem zapamiętać jego nazwisko. Co graniczyło prawie z cudem, zawsze przekręcałem większość nazwisk, które słyszałem. Nie miałem pojęcia skąd się to wszystko brało. Kiwnąłem głową jeszcze raz dziękując i tyłem wycofałem się z klasy. W myślach błagając by nie spotkać dzisiaj matematyczki, która czaiła się na mnie od tygodnia. Oczywiście jak się można domyślić dobiłem plecami do tego otynkowanego piernika. Nie wiedziałem jak to działa, ale kiedy tylko o niej pomyślałem to ona się zjawiała. 
- Sadow, uważaj może, jeszcze zrobisz komuś krzywdę - wysyczała w moim kierunku. 
Od razu cały się zjeżyłem. Byłem pewny, że życzy mi jak najszybszego wydalenia ze szkoły lub przeniesienia. Omijałem jej lekcje wręcz rutynowo, a każdy sprawdzian pisałem na ocenę minimum dobrą, więc byłem jej największym nemezis. 
- Przepraszam - rzuciłem cicho mając nadzieję, że nie podejmie tematu moich nieobecności, jednak jakżeby mogła!
- Mam nadzieję, że pojawisz się dzisiaj na mojej lekcji w innym wypadku znowu zobaczymy się u twojego wychowawcy - powiedziała z grobową miną. 
Byłoby mi o wiele łatwiej powiedzieć "nie", jednak osoba, która aktualnie miała sprawować rolę mojego wychowawcy stała tuż za moimi plecami i bynajmniej nie chciałem być przez nią zapamiętany. No już na pewno nie jako "ten, który notorycznie zrywa się z lekcji". Jedyne co mi zostało to posłusznie pokiwać głową, czym wywołałem na jej twarzy uśmiech satysfakcji. 

<Gusio? Przypał ;-; >

спасибо* (czyt. spasiba) - dziękuję
 нет проблем** (czyt. njet probljem) - nie ma problemu 

Tu piosenka słuchana przez Vlada. Zachęcam do słuchania, w trakcie czytania. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Art1 Art2 Art3 Art4 Art5 Texture1 Texture2